2010-03-24

Abandon

Zespół: Abandon
Gatunek: sludge, doom metal, drone
Kraj: Szwecja
Na skróty: last.fm

Zespół


Dyskografia:

The Dead End [2007]

In Reality We Suffer [2004]


Klip

Read more...
dodajdo.com

2010-03-23

Samo

Zespół: Samo
Gatunek: math metal, prog metal
Na skróty: mySpace, last.fm
Kraj: Polska

Zespół



Plex Zero [ep] [2010]



Read more...
dodajdo.com

2010-03-22

Second Skin

Zespół: Second Skin
Gatunek: prog rock/metal, post rock/metal
Kraj: Szkocja
Na skróty: mySpace, last.fm


Dyskografia:


Captive Audience [2010]


Read more...
dodajdo.com

2010-03-21

Red Sparowes - The Fear Is Excruciating, But Therein Lies The Answer


Lista utworów: 01. Truths Arise, 02. In Illusions of Order, 03. A Hail of Bombs, 04. Giving Birth to Imagined Savior, 05. A Swarm, 06. In Every Mind, 07. A Mutiny, 08. As Each End Looms and Subsides
 
U Red Sparowes sporo zmian. Nie ma jednak mowy o rewolucji. To wciąż solidny post rock zagrany prawie z art rockowym rozmachem. Zmianie uległy nie składniki, ale proporcje w jakich są dawkowane.

Podwójna terapia odchudzająca przyniosła korzystne rezultaty. Długość utworów przycięto do lekkostrawnych rozmiarów, a krótsze tytuły łatwiej zapadają w pamięć i ułatwiają kojarzenie konkretnych piosenek z odpowiednimi dźwiękami. Muzyka zyskała na sile i drapieżności. Jest intensywniej, czasami bardziej piosenkowo. A Hail of Bombs zaczyna się melodyjnym, zapadającym w pamięć fragmentem, w A Swarm na czoło wysuwają się prawie post metalowe gitary.

Utwory są krótsze, ale nie mniej urozmaicone (In Every Mind). Red Sparowes to przecież doświadczony zespół. Nie brali udziału  przy tworzeniu podręcznika post rockowego sylabusa, ale znają go na pamięć. Potrafią zaserwować nam świetnie brzmiące, melancholijne kawałki, o doskonałej gradiacji napięcia (As Each End Looms And Subsides), czy prostsze utwory, pełne melancholii, nostalgii i smutku (A Mutiny).

Nie ma tutaj miejsca na przypadek. Utwory są cały czas spójne, rozwijają się nieśpiesznie, w dokładnie zaplanowanym kierunku (In Illusions Of Order). Nawet w Giving Birth To Imagined Saviors, najbardziej żywiołowym na płycie, z psychodelicznymi ozdobnikami, zespół nie traci kontroli nad kompozycją. 

Drobne korekty w kursie przyniosły spore efekty. Ale Red Sparowes ewoluują powoli i  o zaskoczeniu mowy być nie może.
 

Read more...
dodajdo.com

2010-03-20

Paranoia Inducta

Nazwa: Paraonia Inducta
Gatunek: Dark Ambient, martial industrial
Na skróty: mySpacelast.fm
Kraj: Polska

 
Dyskografia: 

Paranoia Inducta - Pia Fraus [2008]

Paranoia Inducta - Black Paper [2007]


Paranoia Inducta - Gloria Laus [2006]


Paranoia Inducta - Sanctified Destruction [2005]


Paranoia Inducta - Unholy Place [2004]



Read more...
dodajdo.com

2010-03-18

Hail!Hornet - Hail!Hornet



Hail!Hornet to amerykańska kapela z Północnej Karoliny. Debiutowali w roku 2007. Nie są jednak nowicjuszami. Szerszenie składają się z dowświadczonych muzyków, grających w min.: Alabama Thunderpussy, Weedeater. Niedługo ma pojawić się ich trzecie nagranie (po drodze zaliczyli jeszcze split z Deadbird). Z tej okazji warto przypomnieć ich pierwsze wydawnictwo, czyli płytę Hail!Hornet.

Believe in Black zaczyna się targającymi wnętrzności dronami. Brzmienie z okolic Electric Wizard, maksymalnie zduszone i niskie. Po kilkunastu sekundach wchodzi riff. Jest zupełnie inny, szybki, punkowo przybrudzony, wgniatający metalowym ciężarem. Słychać silną inspirację dokonaniami dziadków z Motorhead. To skojarzenie podtrzymuje wokalista. Jego śpiew jest pełen agresji, pijackiego brudu, z charakterystyczną manierą. I w ramach tej konwencji całkiem urozmaicony. Jego repertuar środków nie ogranicza się do sludgecorowych wrzasków. W pamięć zapadają też czystsze fragmenty, growle.

Hail!Hornet jak na kapelę z okolic sludge gra bardzo szybko. Podejście do kompozycji jest bardziej punkowe niż heavy czy thrash metalowe. Dlatego utwory są proste, oparte na dwóch, trzech zagrywkach. Zespół nie ogranicza się tylko do prostych galopad. Znajdzie się miejsce i na smaczki. Krótką solówkę odegraną przez perkusistę (Nerves), maszynowy riff (Golden Whore), którego kwadratowość może kojarzyć się z patentami ze szkoły Rammstein, rozmarzone intro do Foxy Fuck/No Solution, który zaskakuje prawie thrashowym łojeniem, niezłe solo (Swarm of Malice). Nie brak też tutaj zagrywek o bardziej stonerowym rodowodzie, zagranych w średnich tempach. Tutaj warto zwrócić uwagę na Life's Riddle.

Zwolnienia można policzyć na palcach jednej ręki. He Who Walks Behind the Rose Bros to granie w tempach doomowych. Kawałek jest klasyczny. Może się kojarzyć z doomem lat 80, najbliższe sąsiedztwo to Candlemass. Melorecytacje, partie wokalne na dużym pogłosie, klimat jak z horroru. Wokalista warczy i harczy, śpiewa wyjątkowo czystym głosem. Jest w tym też sporo teatralnej zabawy z głosem spod znaku King Diamonda.

Muzykom Hail!Hornet do szczęścia wystarczy butelka burbonu, bójka w barze, pijacka zawierucha. I taka też jest ta płyta. Bezkompromisowa, wściekła, wulgarna. I naprawdę dobra, zapadająca w pamięć.

Read more...
dodajdo.com

All You Have Seen

Zespół: All You've Seen
Gatunek: post rock, ambient
Na skróty: last.fm, mySpace
Kraj: Szwajcaria

 All You've Seen - All You've Seen [EP] [2009]

 

All You've Seen - Mahali [2010]


Read more...
dodajdo.com

Leash Eye


Zespół: Leash Eye
Gatunek: stoner rock, hard rock
Na skróty: last.fm, mySpace
Kraj: Polska
Leash Eye - V.E.N.I [2009]



Read more...
dodajdo.com

2010-03-17

Slow Dancing Society

 

Zespół: Slow Dancing Society
Gatunek: Ambient, post rock, soundscapes
Na skróty: last.fm, mySpace

Slow Dancing Society - The Sound of Lights When Dim [2006]

 


 Slow Dancing Society - The Slow and Steady Winter [2007]



Read more...
dodajdo.com

City of Ships - Look What God Did to Us

Read more...
dodajdo.com

Men Eater - Vendaval

 

Wciąż na półwyspie iberyjskim. Men Eater to portugalska formacja założona w 2006 roku. Od tego czasu zdążyli wydać jedną epkę i dwie płyty. Vendaval to ich najświeższe wydawnictwo, wypuszczone w maju 2009 roku. Zawiera muzykę, którą trudno przyporządkować to jednej stylistyki. Znaleźć tu można elementy wielu gatunków. Wspólny mianownik wszystkich utworów stanowi granie, które określa się mianem metal and roll. Jest więc ciężko, ale nie mrocznie. Natomiast brak melodyjności, rekompensowany jest chropowatym luzem i hard rockową biegłością w układaniu płynących zagrywek, przy których nóżka sama zaczyna tupać.

First Season to zapadające w pamięc otwarcie. Ciekawa mieszanka Black Label Society i Pantery, doomowego ciężaru zagranego ze stonerowym luzem, z thrashową zagrywką i ognistą solówką podsumowującą cały kawałek. Heartbeating Locomotiva podtrzymuje dobre wrażenie i zaskakuje melodyjną i przestrzenną solówką. Men Eater nie unika klimatycznych zwolnień i eksperymentowania z efektami gitarowymi. Takie rozwiązania znajdziemy jeszcze w Medusie i kończącym całą płytę Dead at Sea. Słychać na płycie również szacunek dla hard rocka lat 70 (Drunk Flies Drugged Souls), gdzie to standardowego instrumentarium dołączają organy Hammonda. Utwór nagrany został prawie z art rockowym rozmachem. Zaskakuje żonglerką tempami i swobodą w budowaniu lirycznego nastroju. Taki eklektyzm i obecność elementów przynależnych do różnych gatunków przywodzi na myśl, to co można znaleźć na płytach Mastodona (Queen of a Million) czy w mniej efektownej wersji, na płytach Baroness.

Główne inspiracje są raczej klasyczne. Jednak brzmienie jest już nowoczesne. Nagrane w kilku studiach, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Skojarzenia z bardziej współczesnym graniem podtrzymują przycinane krótko riffy (Last Season), efektowne eksperymenty z gałkami (Coldest Tide). Vendaval to dobra propozycja dla fanów Pantery czy Black Label Society nie unikających nowszych kapel.


Read more...
dodajdo.com

2010-03-15

Moho - ... he visto la cruz al revés!



Mogłoby się wydawać, że muzycy z południa Europy nie powinni mieć problemów z nagraniem kilku płyt, gładko wpisujących się w stylistykę stoner rocka. Klimatycznie to rejony najbliższe południu Ameryki, czyli miejscu gdzie stoner się narodził. Jednak pod tym względem południe Europy to pustynia. Pozycję lidera w tym względzie zajmują Skandynawowie. Moho próbują to zmienić. Pochodzą z Hiszpanii, a he visto la cruz al revés! to płyta stylistycznie najbliższa stonerowi i sludgowi, nie unikająca doomowego ciężaru.

Nie zabraknie jednak niespodzianek. El Duelo, numer dwa na płycie, nieźle buja. Głównie za sprawą riffu, a ten brzmi jak motyw napędzający jeden z kawałków Goldfrapp. O plagiacie nie ma mowy, ale samo skojarzenia jest zaskakujące. W kawałku nie zabraknie też miejsca na krótką solówkę. Od trzeciej minuty jednak utwór zwalnia. Na plan pierwszy wysuwają się dronowe tempa, sprzęgnięcia i oleiście przylepne riffy. Te ostatnie stanowią główny składnik całej płyty. Żwawsze tempa pojawiają się okazjonalnie (Semana Santa). Dzięki temu lepiej zapadają w pamięć, urozmaicają dość monotonną całość (Fistula). W tym ostatnim znajdziemy również trochę metalu. Za sprawą mocno zagęszczonej perkusji, utwór może się kojarzyć z tym co robi na swoich ostatnich płytach Dozer. Coche Funebre to dominacja prostoty doomowego ciężaru, podobnie Semana Santa, która zaskakuje wysuniętym w kilku momentach na plan pierwszy nieprzesterowanym basem.

Na zakończenia wracają szybsze tempa. Lava, wbrew nazwie porusza się szybko, piekielne drony znajdziemy tylko na początku. Ognistą metaforykę podtrzymuje wyborna solówka wrzucona na koniec utworu, przesterowany bas i riff, pędzący niczym napędzana węglem lokomotywa.

Wszystko po staremu. Tą płytą nikt Ameryki nie odkrył. Jednak warto umieścić Moho na muzycznej mapie kapel wartych zapamiętania.


Read more...
dodajdo.com

2010-03-09

Ahkmed - Distance

Ahkmed to kapela z egzotycznej Australii. Ostatnią płytę - Distance - wydali w niemieckiej wytwórni Elektrohasch Records (w katalogu znaleźć można kilka przyzwoitych zespołów, min.: Los Natas, Colour Haze). Ahkemd gra psychodeliczny post rock.

Płytę można potraktować jako wydawnictwo przekrojowe, dobrze pokazujące to, co w post rocku jest najważniejsze. Znajdziemy tu wszystko. Budowany cierpliwie i z dużym wyczuciem nastrój narkotycznego uniesienia, kończący się jazgotliwą ścianą gitar (Stega). Transowe chwile wytchnienia (Saltwater), po których przygniatani jesteśmy prawie metalowymi fragmentami (Caldera). Ambientowe przestrzenie, pełne kosmicznych efektów (tylko gitary na sporym delay i pogłosie, żadnych syntezatorów i elektroniki), to rdzeń np.: Iemanji. Trochę pustynnej monotonii, za którą odpowiadają oszczędnie dozowane partie wokalne (Distance). Nie zabrakło miejsca dla szybszych utworów (Temple), napędzanych z punkowym przytupem. Cały materiał potraktowany został z progresywnym zacięciem i niewinną psychodelią, jakie charakteryzowały wczesne płyty Pink Floyd (Meddle, z naciskiem na Echoes).

W bardzo dobrym odbiorze tej płyty nie przeszkadza fakt, że wszystkie utwory są do siebie podobne. Sprawiają wrażenie jednego kawałka, nagranego w kilku wariantach, gdzie cała różnica polega na zamianie kolejności występowania poszczególnych fragmentów i patentów. Jest to jednak żonglerka bez pudła, nienachalna, pozbawiona technicznej ekwilibrystyki. Rdzeń stanowią proste zagrywki,  układane według wzorów, w których technika zajmuje miejsce podrzędne względem emocji i nastroju.

Distance to płyta, której najlepiej słucha się w samotności, przy zgaszonym świetle, z dobrym widokiem na rozgwieżdżone nocne niebo. Takie jak na okładce tej płyty.

Read more...
dodajdo.com

Maegashira - The Arctic Stark

 
Okładka może się kojarzyć z przestrzennym post rockiem. Ale to zmyłka. Muzyka Maegashiry nie ma nic wspólnego z klimatycznym i melancholijnym plumkaniem. Pochodzą z New Jersey, jest ich czterech i grają stoner sludge.

Standardowy zestaw inspiracji. Za rdzeń służą riffy ze szkoły Black Sabbath. Te epickie, które dały początek doom metalowi (początek Ammonia  for Sweat) i te bardziej heavy, zagrane w żwawszym tempie (Baggage Claim/Skin Slip). Dorzucić można to tego wpływy southernowe. Gitarzysta Meagashiry ma jednak o wiele gorszą technikę niż starzy mistrzowie. Daje to o sobie znać szczególnie w tych momentach, gdy próbuje wyjść poza prostą formułę motorycznego riffu. Za przykład niech posłuży southernowa solówka w  Baggage Claim/Skin Slip, zagrana bez obowiązkowego w takich momentach wyczucia. Do pełni obrazu brakuje już tylko sludgowej surowizny i brudu (Hi from Jersey).
  
Jako wartość dodaną należy potraktować urozmaicone partie wokalne. Za wszystkie odpowiada jeden człowiek, a więc gardło ma solidne i odporne. Do pielęgnacji używa klasycznych płynów i to słychać na płycie. Oprócz standardowych sludgowych wyziewów i punkowych wrzasków, pojawiają się deathowe growle. Rzecz niezwykła na tym skrawku metalowej muzyki. Warte zapamiętania są również fragmenty, gdzie wokalistę wspierają  pozostali członkowie zespołu (Caribou Crossing).

Na koniec czeka na nas dwudziestominutowa kobyła (Back to Ura). Utwór mógł być mocnym zakończeniem, jednak jako całość rozczarowuje. Back to Ura to raczej katalog średnio do siebie pasujących fragmentów i pomysłów, niż przemyślana i dopracowana kompozycja. Kawałek jest długi i pozornie sporo się w nim dzieje.  Jest jednak niedopracoway i chaotyczny. Na wierzch wychodzą wszystkie niedostatki muzyków.  Kiepska technika nie pozwala rozwinąć pomysłom skrzydeł. W to miejsce dostajemy sztucznie nadymaną objętość za pomocą długich sprzęgnięć, nagłych przerw i wyciszeń, po których pojawiają się czasami ciekawe rozwiązania. Dominuje surowy sludge, ale znajdzie się miejsce na dronowe burczenie, bluesowe zagrywki, stonerowe riffy i eksperymentalne zakończenie w postaci ambientowych efektów dźwiękowych.

Brak oryginalności i własnej tożsamości jest w jakimś stopniu rekompensowany przez luz, z jakim  muzycy podchodzą do własnej działalności. To imprezowe granie z piwem w ręku, bez napinki, idealne dla małych i zadymionych sal.

Read more...
dodajdo.com

2010-03-05

Akimbo - Forging Steel and Laying Stone


Akimbo to kwartet muzyków pochodzących z Seattle. Obecnie nagrywają dla Neurot Recordings, a tam nie ma słabych kapel. Jednak w polskim internecie prawie nie ma żadnych informacji o tym zespole. Na koncie mają kilka płyt, jest więc o czym pisać. Zaległości trzeba nadrobić z nawiązką.

Akimbo wymykają się próbom jednoznacznej klasyfikacji. Nad jasność w sprawach przynależności gatunkowej, przedkładają potrzebę swobodnego poruszania się między ustalonymi schematami i podziałami. Nie zapominają jednocześnie o konieczności posiadania jasnego i dokładnego pomysłu na własną twórczość.  To oznacza, że nie znajdziemy na ich płycie wypraw w stronę jałowego obśmiewania konieczności wybrania  konkretnej formy, jakie można spotkać na płytach Oxbow, czy też awangardowych zagrywek z okolic Harvey Milk. 

Jedynymi stałymi elementami w ich twórczości są emocje. Wyrażają je ekspresyjnie i bezkompromisowo.  Pełno tutaj agresjii, niezbędnej w arsenale środków wyrazu kapel hardrcorowych. Do pieca dorzucają ognistą energię i luz, czyli czynniki niezbędne na płytach stonerowych. Nie brak tu również mroku post metalu, który w ramach założeń o nadrzędnej roli nieprzewidywalności, punktowany jest hard rockowym wyczuciem w układaniu zgrabnych zagrywek i korzennej dla rocka zasadzie, że najważniejsza jest zabawa. Całość dopełniają komiksowe teksty i grafika, które udanie buforują cały brud sludgowego brzmienia, zaświadczając przy tym o szczeniackiej arograncji muzyków Akimbo wobec bezwzględnej powagi i skłonności do ponuractwa sporej części sceny post/sludge metalowej.

A więc, wbrew nazwie, wytwórni dla której obecnie nagrywają i miastu z którego pochodzą, chłopaki z Akimbo trzymają się daleko od ponurych i mrocznych dźwięków. Sprawdzili by się na wspólnej trasie z Doomriders albo jako rozgrzewka przed Mastodontem.



Read more...
dodajdo.com

2010-03-03

And So I Watch You From Afar - And So I Watch You From Afar





Pojawili się znikąd i od razu zgarnęli kilka dobrych recenzji w największych pismach w branży. Zaraz potem ruszyli w trasę z Maybeshewill. Pochodzą z Irlandii, a So I Watch You From Afar to ich debiut.

Na płycie znalazły się tylko instrumentalne utwory. Wszystkie stanowią doskonały przykład muzycznej erudycji i nadpobudliwości muzyków. Sprawiają, że skrót ADHD nie musi kojarzyć się z czymś nieprzyjemnym, a brak oryginalności może być zaletą.

ASIWYFA czerpią pełną garścią z archiwum starych i wypróbowanych zagrywek i patentów. Za drogowskazy dla tej szalonej płyty mogą posłużyć: matematyczne łamańce, ogrywane kilkanaście lat temu przez Don Caballero, skłonność do patosu i metalowego ciężaru spod znaku Russian Circles i Pelicana, The Mars Volta ze swoją nieokiełznaną dowolnością łączenia nieprzystających do siebie fragmentów w zgrabną całość. Od Mogwai biorą swobodę w precyzyjnym stopniowaniu napięcia aż po jazgotliwe ściany dźwięku w finale. Jednocześnie nie brak tej płycie zadziorności post punku, bezkarnej łobuzerki i chłopięcego entuzjazmu ze wspólnego grania, jakie wciąż mają kapele, które grywają w garażach rodziców, a koncertowe doświadczenia nabierają ogrywając wielkie przeboje na szkolnych wieczorkach.

Dzięki temu można przymknąć oko na niektóre chybione pomysły, zbyt szybko zarzucane motywy, upychane trochę na siłę próby zaskoczenia nagłą zmianą tempa, czy psujące żywiołowość całego materiału, sheogazowe melancholie.

Większość kawałków powstała podczas wspólnych improwizacji i dlatego niektórym utworom brakuje spójności. Wyobraźni ASIWYFA nie brakuje. Doświadczenie przyjdzie z czasem.


Read more...
dodajdo.com