2009-07-02

Callisto - Providence (2009)

Na Providence Callisto na nowo określił własną muzykę. Wcześniej dominował growl i metalowe gitary. Post rock'a było niewiele, a ambientu jak na lekarstwo. Przyszedł jednak czas na zmiany. Odwrócono proporcje między metalem a rockiem. 

Dotychczasowy wokalista zamienił mikrofon na gitarę, a nowy zamiast growlem woli śpiewać czysto. Potrafi ułożyć zgrabne melodie (Rule the Blood) i ryknąć niezłym, bardziej hardcorowym niż metalowym, growlem. Grooviaste riffy zeszły na dalszy plan (Where The Spirits Tread). Na przód wysunęły się post rockowe pasaże (Stasis). Więcej do roboty ma klawiszowiec (delikatny początek Covenant Colours). Pojawia się trąbka i kontrabas, które w New Canaan budują kapitalny senny nastrój. Przez chwilę Callisto brzmi jak Bohren der Club of Gore. Nie ma jednak mowy o spaniu. Zespół nie zapomniał jak układać dobre i bujające riffy. O starych czasach mogą przypomnieć Dead Weight ze skocznym, punkowym riffem i utwór tytułowy, najbardziej brutalny na tej płycie, z masywnym riffem brzmiącym jak zagrywka Neurosis z okolic Times of Grace. Ogólnie, jest dużo kombinowania. Utwory trwają minumum 6 minut i w każdym dostajemy sporą mieszankę zmian tempa i nastroju. 

Jest więc mocno progresywnie, ale nie idealnie. Czasami metalowy fragment kończy się za szybko (Dead Weight). Innym razem wokalista nie daje rady z zaśpiewaniem górki. Mimo tych kilku wpadek, to naprawdę dobra płyta. Zaskakująca i interesująca, a dodanie elementów prog rockowych zadziałało odświeżająco.




dodajdo.com

0 komentarze: